Opis

Nowa era, nowy porządek, nowe prawa. Wszyscy są bezpieczni, wszyscy są równi, wszyscy są tacy sami. Dobro ogółu jest ważniejsze od dobra pojedynczej osoby. Zwalczono 86% przestępstw i nikt nie pomyślałby, że w samym sercu utopii, jakiś eksperyment może wymykać się spod kontroli. Nikt nie pomyślałby, że te wszystkie bajki z Drugiej Ery o elfach, czarownikach i wilkołakach mogą stać się prawdą.

Ale przecież nią nie są, prawda?

2 lutego 2014

Prolog



Biegła. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, ale nie potrafiłam się zatrzymać. Miałam wrażenie że jej oddech zagłuszył wszystkie inne dźwięki, oprócz regularnego stukotu butów.
„Biegnij, biegnij, biegnij!” krzyczałam do niej. Była już wykończona, ale mogłam pozwolić jej na nawet kilka sekund odpoczynku. Wiedziałam tylko że musi biec, żeby przeżyć. Nic innego nie miało znaczenia. Nie wiedziałam co się dzieje, nie rozumiałam czemu mnie słucha, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. To wszystko nie miało znaczenia – liczył się tylko bieg.
Kazałam jej skręcić w jakąś boczną uliczkę. Posłuchała mnie. Uliczka była ślepa, przed nami był mur wysoki na jakieś dwa i pół metra. Musiał być stary, był z cegieł. Poprowadziłam ją do jakiegoś kubła na śmieci. Wchodząc na niego dwa razy prawie się nie przewróciła, ale zmuszałam ją do zachowania równowagi. Znalazłam szczerbę w murze i kazałam jej tam włożyć stopę. Rękami chwyciła się szczytu. Kazałam jej się podciągnąć. Była już na skraju sił, ale adrenalina krążyła w jej żyłach.
Dziewczyna podciągała się nieznośnie długo. Chyba nie dłużej niż kilka sekund, ale czas się liczył inaczej.
Wstała. Widziałam jej oczami gładkie domy dachów. Dominował fiolet – domy zamieszkane przez obywateli – a tam gdzie fiolet musiał być też żółty i zielony – przybudówki i garaże. Wieczorami budynki lekko się żarzyły, aż nie przychodziła Cisza Nocna. Wtedy wszystkie światła gasły i tak właśnie było teraz.
W świetle księżyca widziałam żółto połyskującą powierzchnię szklanego dachu. Od muru dzieliło go jakiś metr, może więcej. Kazałam jej skoczyć. Myślałam że spadnie, ale złapała się. Miała rękawiczki, myślałam że będą się ślizgać po dachu. Wtedy to ja się bałam i to ona przejęła kontrolę. Podciągnęła się, sama nadal nie wiem jak. Wyglądało, jakby świetnie potrafiła podciągać się na dach w rękawiczkach. To było dziwne, po co ktoś miałby chodzić po dachach w rękawiczkach?
Jedna z nich przesunęła się. Zobaczyłam na dłoni dziewczyny jakąś dziwną wydzielinę, zanim poprawiła rękawiczkę. Zaczęłam szukać kolejnego dachu.
- Tam jest! – usłyszałam krzyk.
Spanikowałam. Kazałam jej biec, biec, biec, tak daleko jak tylko się da. „Skocz na zielony dach, a potem fioletowy!” krzyczały moje myśli. Doganiali ją, musiała uciec.
Skoczyła. Coś świsnęło za jej plecami. Biegła, biegła, biegła, tak jak jej kazałam. Na którymś z kolei fioletowym dachu poślizgnęła się. Zanim wstała, coś ją przykryło. Zaczęła się szamotać, ale na niewiele się to zdało. Była w jakiejś sznurowej siatce. Z samoobrony wiedziałam, że jeżeli będziesz się wyrywać, więzy tylko się zacisną. Kazałam jej przestać, ale mnie nie usłyszała albo nie posłuchała. Zrozpaczona krzyczałam, kiedy ścigający się zbliżyli.
- Kogo my tu mamy…? – Mężczyzna nachylił się nad nami.
Dziewczyna chciała go uderzyć, ale nie zdążyła. Ktoś wbił jej strzykawkę w ramię.
I wtedy się obudziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz