Przez resztę nocy nie mogłam spać i dopiero nad ranem zapadłam w lekką
drzemkę. Na szczęście budzik w moim pokoju działał bez zarzutów i do jadalni
miałam całkiem blisko. To był jeden z wielu plusów wprowadzenia Praw Platona –
wszystkie dzieci były wychowywane przez państwo i były równo traktowane. Nawet
gdyby kogoś rodzice byli kryminalistami, on o tym nie wiedział i wszyscy
traktowali go tak jak wcześniej. Każdy miał szansę zajść daleko jako Filozof,
Żołnierz lub Rzemieślnik.
Inna sprawa, że dzięki temu trudniej było się spóźnić.
Stołówka była wielka, cała biało-niebieska – w kolorach Szkoły. Mogła
pomieścić wszystkich uczniów na raz, ale do tej pory nigdy się to nie zdarzyło.
Godziny podawania posiłków były w miarę luźne, więc można tu było przyjść jeśli
tylko nie miało się zajęć.
Wybrałam sobie coś z bufetu, nawet nie patrząc co. Pragnęłam tylko zaszyć
się z boku przy jakimś stoliku. Nie musiałam go długo szukać i już kilka minut
później powoli przeżuwałam kanapkę. Chyba była z serem.
Miałam już odnieść naczynia, kiedy przysiadła się Doris. Lubiłam ją, tyle
że zawsze było jej wszędzie pełno. Normalnie mi to nie przeszkadzało, ale wtedy
było inaczej.
- Hej Becca! Co teraz masz? Ja mam zajęcia ze strategii. Nuuuuuuuuudy.
Wolałabym praktykę. Albo lepiej garncarstwo. Lubisz garncarstwo? Tak, ty lubisz
garncarstwo, mówiłaś mi to w zeszłym tygodniu…
Jak zwykle wpadłam w potok jej słów. Ona prowadziła rozmowę za nas obydwie,
ja tylko czasami potakiwałam. Kiedy zrobiła przerwę, żeby zjeść choć trochę
płatków z mlekiem przeprosiłam ją i powiedziałam że muszę już iść, bo się
spóźnię, a salę mam daleko. To było tylko w połowie kłamstwo – pracownia od
historii filozofii była na drugim końcu szkoły, ale dziś zaczynałam godzinę
później.
Początkowo szłam szybkim krokiem, ale kiedy już oddaliłam się wystarczająco
od jadalni zwolniłam do miłego spaceru. Zegary ostrzegały że jest już za
dziesięć minut rozpoczną się pierwsze lekcje. Minęłam grupkę trzylatków
trzymających się za rączki i grzecznie zmierzających do swojej sali. To byli
pierwszoroczniacy, więc na razie nie mieli prawdziwych zajęć. Trzy pierwsze
klasy to było tak zwane „przedszkole” pełne zabaw. Nawet nie jedli jeszcze na
stołówce – nauczycielka przychodziła do ich pokoi i zaprowadzała do sali, gdzie
spędzali resztę dnia. Jedli, bawili się i uczyli w swoim wąskim gronie. Grupy
miały po kilkanaście osób, więc nauczycielki nie miały problemów z
zapamiętaniem imion.
Przedszkole zmieniało się w Szkołę płynnie – było coraz mniej zabaw, aż w
końcu na szóstym roku po prostu chodziło się na lekcje. Od czwartego roku
dzieciaki przechodziły z opieki nauczycieli na opiekę dwunastoklasistów. Miało
to nauczyć odpowiedzialności wszystkich piętnastolatków. Mieli opiekować się
młodszymi tylko przez jeden rok, ale zazwyczaj zajmowali się nimi aż w wieku
dwudziestu jeden lat stawali się pełnoletni i opuszczali Szkołę.
Ja co środę spotykałam się z Elizabeth, aż dwa lata temu opuściła szkołę i
wyjechała poza miasto. Gdyby nie to, mogłabym się z nią spotykać w soboty, w dzień
kiedy można było wychodzić ze Szkoły, ale tylko starszym uczniom. Ja już
zaliczałam się do tej grupy.
Na korytarzu zrobiło się już pusto, drzwi się zamknęły. Minęłam paru
ośmioklasistów, biegnących jak szaleni. Pewnie długo stali w kolejce na
stołówce. Dlatego właśnie ja wstawałam wcześniej, nawet jeśli oznaczało to
czekanie.
Niedługo później wszystkie dźwięki ucichły. Powoli przemierzałam szare,
białe i niebieskie korytarze. Wspinałam się na schody, żeby po kilkuset metrach
zejść w dół. Wjeżdżałam windą na górę, żeby później zjechać na dół. Szłam
skrótami, pustymi pracowniami i pomieszczeniami gospodarczymi. Weszłam do
ciemnego pokoju pełnego mioteł, żeby wyjść na środek białego korytarza na
trzecim piętrze.
W końcu się zatrzymałam przed drzwiami nie wiele różniącymi się od innych.
Nie musiałam patrzeć jaki to numer – doskonale wiedziałam że to jest 26E.
Usiadłam na ławce pod salą i spojrzałam na zegarek. Wyglądało na to, że zostało
mi jeszcze jakieś pół godziny. Westchnęłam. Szczerze mówiąc, wtedy chciałam
tylko żeby ten dzień się skończył, a ja mogłabym spać.
Chyba zaczęłam przysypiać, kiedy przyszła Aurora. Jak zwykle miała
rozczochrane włosy. Były długie, w kolorze drewna i często miałam wrażenie że
dziewczyna wręcz w nich tonie. W porównaniu z jej drobnym ciałem były
wielgachne.
Przez chwilę po prostu milczałyśmy kiedy ona się odezwała.
- Nie spałaś. – To nawet nie było pytanie.
- Aż tak widać? – zdziwiłam się. Kiedy rano patrzyłam w lustro, miałam
wrażenie że wyglądam przyzwoicie.
Aurora wzruszyła ramionami, nic nie mówiąc. Próbowałam wymyślić co mogłabym
powiedzieć, kiedy moim wybawieniem stał się dzwonek. Drzwi się otworzyły i
uczniowie zaczęli wylewać się przez nie, jak jakaś monstrualna fala.
Wiedziałam, że zaraz zapanuje tu prawdziwy ścisk, więc wolałam wślizgnąć się do
sali.
Było tu tylko kilka ławek, ale za to siedmioosobowych. Parę miejsc już było
zajętych. Nie miałam pojęcia, jak innym uczniom udało się tu wślizgnąć szybciej
niż mnie, ale jednak. Niektórzy mieli naprawdę sporą wprawę w przedzieraniu się
przez tłum.
Usiadłam na swoim miejscu. Chwilę po mnie przyszedł Dick. Pewnie zagadałby
mnie, a ja nie byłabym mu wstanie powiedzieć, że nie mam ochoty z nikim
rozmawiać, więc pewnie ciągnęłabym jakoś rozmowę. Z resztą, gdybym mu
powiedziała, zapytałby mnie, co się stało. Nie miałam ochoty nikomu mówić o
śnie.
Jak zwykle moim wybawieniem okazał się być dzwonek. Nie ocalił mnie jednak
od kolejnej lekcji o Platonie. Od siódmej klasy, rok w rok rozmawialiśmy o nim
na Historii Filozofii. Był to najbardziej szczegółowo omawiany filozof i niemal
każdy znał na pamięć jego poglądy.
Otóż Platon
twierdził, że świat jest zbudowany z idei i z rzeczy. Te pierwsze są doskonałe,
a więc wieczne i niematerialne. Rzeczy są natomiast próbą człowieka do
zbliżenia się do idei. Mimo wszystko, nawet najbliższa idei rzecz nie może być
doskonała, bo jest materialna.
Nauczycielka
na przykład zawsze brała krzesło. Podnosiła wysoko jeden z taboretów i wygodne
nauczycielskie krzesło. I jedno, i drugie było krzesłem. A więc czemu się
różnią? Bo są rzeczami.
Człowiek
był natomiast wyjątkiem. Był rzeczą, bo miał ciało i był ideą, bo miał duszę.
Dusza składała się z trzech części: rozumnej, impulsywnej – czyli emocjonalnej –
i zmysłowej.
Z każdą
należy dążyć do doskonałości. Jeśli doskonale używa się części rozumnej
powstaje mądrość, impulsywnej – męstwo, a zmysłowej umiarkowanie.
Z tego
wszystkiego wychodzi sprawiedliwość.
Dlatego
tak też miało działać państwo Platona. I
teraz działa. Częścią rozumną kraju są filozofowie, to oni rządzą i wydają
wyroki. Częścią impulsywną są wojskowi, to oni muszą być mężni broniąc karu.
Natomiast całym państwem jest cześć zmysłowa, inaczej rzemieślnicy. To oni
wszystko tworzą.
Żeby to
wszystko trzymało się umiarkowania, władza miała dużo na głowie. To oni
wybierają rozrywkę i kulturę. Oprócz tego wychowują dzieci i sfajtają małżeństwa.
Jaka byłaby inaczej szansa że znajdziesz swoją drugą połówkę wśród tylu osób.
Ponad to, nie rozbija się małżeństw.
Była
też kwestia jaskini. To właśnie ją dzisiaj omawialiśmy. Platon stworzył metaforę
życia, porównując go do jaskini. W jej wnętrzu siedzą ludzie. Za nimi jest
jakieś źródło światła. Ktoś stoi między nimi a światłem i puszcza niesamowite
cienie. Ludzie obserwują na ścianie wiele niesamowitych cieni. Nie znają niczego
innego, więc uważają to za prawdziwe życie.
Żeby
poznać prawdę, należy się odwrócić, wstać i wyjść z jaskini.
Nauczyciele
zawsze za przykład podawali uczniów, którzy uważają że najważniejsza jest
szkoła, ciągle z kimś rozmawiają i nie uważają na lekcjach. Tak jak Doris.
-…przecież
wszyscy wiedzą że jesteście tu tylko po to, żeby się uczyć! – przedrzeźniała nauczycieli,
kiedy byłyśmy na stołówce. – Co z tego, że to całe siedemnaście lat!
Kiedy
znowu zadzwonił dzwonek byłam pierwsza przy drzwiach. Przez resztę dnia
biegałam z pracowni do pracowni, ciałem obecna, ale duchem już nie do końca. Na
przerwie obiadowej ze stołówki tylko wzięłam jedzenie i zostałam na korytarzu.
Koniec zajęć przywitałam z ulgą.
Próbowałam
się uczyć, ale niewiele mi z tego wyszło. Wiedziałam, że bez systematycznej
pracy gorzej zdam testy i w przyszłym roku zostanę przydzielona do słabszej
grupy na zajęciach… A mimo wszystko i tak nie potrafiłam się zmusić do nauki.
Po
prostu poszłam spać. Wyciągnęłam się na łóżku z zadowoleniem i szybko zasnęłam.
Znowu
śniłam.